W Hel-Magnificat,Wspólnoty

Łucja przeczuwała, że wisi nad nią wyrok śmierci. Guz był wyjątkowo złośliwy.

Łucja przeczuwała, że wisi nad nią wyrok śmierci. Guz był wyjątkowo złośliwy.

Teraz szturmujcie niebo

Numer 62 – 22.11.2011 → Cuda

Autor: Julita Mendyka, Gazeta Polska Codzienna

L: Czy goliłeś się? Czy to była woda kolońska? A co tak pachniało? Łucja dopytywała się Adama w drodze powrotnej do domu. Ta sprawa nie dawała jej spokoju. – Łucja – ty jesteś uzdrowiona, odpowiedział jej Adam, który tego dnia modlił się nad nią, na spotkaniu modlitewnym wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym w Helu

Łucja Wojtczuk z Jastarni wychowywała się w rodzinie katolickiej. Będąc dzieckiem „chodziła” z rodzicami do kościoła. Ale już wtedy buntowała się. Przyrzekła sobie, że jak będzie dorosła, to nie będzie pod dyktando chodzić do kościoła. Zresztą Bóg był wtedy w jej oczach surowym sędzią, który za dobro wynagradza i za zło karze, dlatego nie czuła żadnej więzi z Nim i bała się Go. Tak sobie żyłam bez Boga – mówi pani Łucja. Do czasu.

Za mąż wyszła stosunkowo późno, na świat przyszła syn i córka, ale też wkrótce zapukała do domu Wojtczuków ciężka choroba. Był rok 1991. Badania wykazały chorobę nowotworową. Łucja była przerażona. Jej rodzina była wyjątkowo obciążona genetycznie, wszystkie trzy siostry jej mamy umarły na raka, kuzyni też. Lekarz wówczas powiedział – to bardzo złośliwy rak w lewej piersi, guz wyjątkowo złośliwy -. Mąż Łucji zapytał – i co -. No, może miesiąc, może dwa, a może 10 lat – odpowiedział lekarz. Nikt nie wiedział co będzie poza Bogiem, który postanowił przypomnieć się w życiu Łucji i przy tej okazji zmienić swój wizerunek. Czy rzeczywiście jest surowym sędzią? To się wkrótce miało okazać.

Teraz stukajcie do góry

Choroba zbierała swoje żniwo, operacje, przerzuty, chemie o różnych kolorach, nawet ta czerwona, która sieje postrach wśród pacjentów. Łucja przeczuwała, że wyrok śmierci zawisł już nad nią, patrzyła pełna rozpaczy na małe dzieci i męża, który dzisiaj jak wspomina, posiwiał w jednej chwili. Tadeusz Wojtczuk, był młodym brunetem, lecz gdy usłyszał o chorobie żony zwyczajnie załamał się. Dzieci miały po 5 i 4 lat. Wiadomo, czym jest wychowanie bez matki. Cały czas towarzyszył żonie w chorobie, w życiu które toczyło się między operacjami, chemiami, wizytami lekarskimi i tzw. dołami z powodu zbliżającej się śmierci. Kiedy spotkali się ponownie z lekarzem usłyszeli, że – to, co na ziemi, to ja już zrobiłem, teraz stukajcie do góry-. Pewnie zaczęli stukać, jednak Pan Bóg sprawił, że inni zaczęli mocniej. Jej droga zapełniała się ludźmi z innej rzeczywistości, w której dotąd żyła.

Jak to będzie w grobie

Nie było żadnej poprawy. Łucja zaczęła bać się śmierci. Gdy zasypiała, budziła męża i pytała – jak to będzie w grobie?-. Była to jej obsesją. Pojawiały się nawet myśli samobójcze. Jechała kiedyś na rowerze, a na przeciwko nadjeżdżał tir, pomyślała, że gdyby lekko skręcić, byłoby już po wszystkim. Przeraziła się tej myśli, bo przecież mogłaby by przeżyć i być na wózku jeszcze większym obciążeniem. Taką smutną i zamyśloną na ulicy często widywał ją Adam. Wiedział o jej chorobie, o cierpiącej rodzinie. Zauważył, że jakby Ktoś kazał mu o niej myśleć, zwrócić na nią uwagę. A właściwe to modlić się, bo już wtedy Adam był członkiem grupy modlitewnej Odnowy w Duchu Św. w Helu. Dojeżdżał co tydzień na spotkania z Jastarni do Helu i pewnego dnia stwierdził, że przecież Łucję można zaprosić na modlitwę, do tej właśnie wspólnoty.

Modlitwa ci przecież nie zaszkodzi

Pan Bóg przygotowywał grunt. Przecież Łucja mogła odmówić. Nagle znalazła się jakby na lodowej krze. Nie wiedziała jak się modlić. O modlitwę w swojej intencji prosiła rodzinę i przyjaciół. W tym czasie do Jastarni przyjechał ks. Antoni Konkel jej znajomy misjonarz z Brazylii, mieszkaniec Jastarni. Powiedział: – Łucja – udzielę ci sakramentu chorych-. – Ja nie chcę, ja chcę żyć – upierała się. Nie bój się i popatrz w KKK 1499 jest tylko mowa o uzdrowieniu. – No to daj -. Gdy została namaszczona, poprosił ją:- odmawiaj teraz codziennie koronkę do Miłosierdzia Bożego. W Brazylii, w mojej parafii działy się cuda za przyczyną koronki. – Odtąd codziennie modliłam się tą koronką i wtedy spotkał mnie Adam.- mówi p. Łucja. Słuchaj, a może chciałabyś przyjechać do nas, do Helu. Może byśmy się pomodlili. Modlitwa ci przecież nie zaszkodzi -. -Mogę przyjechać-. Byłam wyjątkowo odporna na to, co tam zobaczyłam: – stałam jak kamień widząc ludzi, którzy wielbią Boga, śpiewają, cieszą się. Słuchałam Pisma św., katechezy i powoli zaczęłam zdawać sobie sprawę, że każde słowo jest do mnie skierowane, że to o mnie -.

Był to zapach pięknych kwiatów

Łucja modliła się we wspólnocie Magnificat co środę i jednocześnie nieubłaganie zbliżał się termin kolejnej wizyty u lekarza. Tej wizyty Łucja bała się jak ognia. Na ostatnim spotkaniu modlitewnym, przed wyjazdem, Łucję ogarnęła rozpacz i gdy grupa wstawiennicza modliła się nad nią, tak zwróciła się do Boga: – Boże jeśli coś już uczyniłeś dla mnie, daj mi znak, abym się nie bała -. Wtedy cała salka wypełniła się zapachem pięknych kwiatów. Łucja pomyślała, że to Adam, który stał najbliżej tak się wyperfumował i modlić się nie mogła od tych zapachów. Tego dnia, wspólnota modliła się w salce przy kościele, nie było ich dużo. Gdy Adam położył ręce na głowie Łucji, nie wiedział, że ona prosi Boga o znak. Zapach jaki wówczas się pojawił był to zapach pięknych kwiatów, dominował zapach róż, był to zapach wielokwiatowy, bardzo intensywny, dlatego przeszkadzał Łucji w skupieniu.

Tu nie ma mojej zasługi, to nie ja

Następnego dnia Łucja pojechała na badania. – Po badaniu, lekarka popatrzyła na mnie i powiedziała: jest pani zdrowa-. To niemożliwe, szok. – Dziękuję pani doktor -. Na szczęście lekarka nie przypisała sobie tego, co się stało: – tu nie ma mojej zasługi, to nie ja -.Łucja płakała, w poczekalni inni chorzy widząc co się dzieje obejmowali ją, wszyscy cieszyli się. Łucja szczęśliwa mówiła im, że to Jezus jest Panem, że to On ją uzdrowił a oni zapewne myśleli, że to emocje. Ale Łucja wiedziała co mówi. Znawcy uzdrowień charyzmatycznych mówią, że gdy Bóg uzdrawia, to nie tylko ciało ale i duszę. Całego człowieka. Czy tak było w tym przypadku? Od tamtej pory minęło 19 lat i Łucja cieszy się życiem, a rodzina cieszy się Łucją. Sama potwierdza, że przed chorobą była osobą nerwowa, upartą, niespokojną, wybuchową. Lubiła kłócić się. Po modlitwach o uzdrowienie jest spokojniejsza, nawet dziecko kiedyś powiedziało: – mama jest inna – . Mąż potwierdza uzdrowienie żony. Lekarze także. Wiele młodych kobiet umarło przed Łucją a ona żyje. Mąż cieszy się z przemiany żony. Zresztą teraz obydwoje trzymają z Bogiem, a On im błogosławi.

Bóg nie mógł mi nic piękniejszego dać

Do dziś trwa także uzdrowienie duchowe. Łucja uwierzyła w miłość Boga. Gdy zaczęła chorować poszła do spowiedzi i usłyszała, od kapłana, że Bóg zawsze daje to, co najlepsze dla nas w danej chwili. Zbuntowała się: – jak to choroba jest najlepsza-. Ksiądz tego nie rozumie, on nie ma dzieci. Dzisiaj z pełną odpowiedzialnością za słowa mówi: – Bóg nie mógł mi nic piękniejszego dać, jak tą chorobę, dziękuję za nią, bez niej nigdy nie zbliżyłabym się do Boga. Łucja jest autentycznie radosna, pełna życia, jak mówi o Bogu dostaje wigoru, energii, czuć jej pewność, że jest ukochanym dzieckiem Boga. Dziś nie wyobraża sobie życia, bez Niego. Jej konfliktowy charakter uległ przemianie, gdy ktoś ją zrani, modli się za tę osobę o łaskę przebaczenia, o błogosławieństwo.. Zmieniły się też wartości Łucji. Kiedyś chciała wszystko mieć. Taka typowa materialna zachłanność naszych czasów. Teraz nie ma dla niej znaczenia sfera materialna, lubi prostotę, nie zabiega o wystrój, jest bardziej uważna na ludzi, którzy przysiadają się do niej, zwłaszcza wczasowicze. Mówią o swoich problemach, a ona opowiada jak Pan Bóg działa i leczy. Uwielbia morze, sztorm, stać na wydmie i modlić się na różańcu, czuć wielkość Boga w przyrodzie.

Na Helu wiatr Ducha Świętego wieje z wyjątkową mocą

Wspólnota Magnificat w Helu ma charyzmat uzdrawiania. To nie jest jedyny przypadek wymodlenia zdrowia. Historia powstania wspólnoty jest bardzo ciekawa. W 1984 r. dwaj koledzy Leszek i Adam, którzy pracowali wtedy w jednym zakładzie a w wolnych chwilach czytali katolickie pisma, znaleźli w nich informacje o ruchu charyzmatycznym w USA. Zapragnęli mocy Ducha św. na Helu. Dotarli do pallotyńskiej parafii św. Elżbiety w Gdańsku i przy jej pomocy założyli grupę w Helu. Modlili się najpierw w domu, później w salkach przy kościele, mimo różnych przeciwności wytrwali. Zauważyli, że gdy się modlą są uzdrowienia. Pani Jadzia, żona Leszka, Adam, potem jeszcze Krzysztof, byli zapraszani do szpitali, do domów, do ludzi będących często daleko od kościoła. A Pan Bóg działał z wielką mocą. Było bardzo dużo uzdrowień. Nawet jeśli nie fizyczne, to ludzie nawracali się. Przypominają się czasy apostołowania Jezusa, gdy wzywano Go jako lekarza, zdrowiała teściowa Piotra i kobieta, która wydała cały majątek na lekarzy. Czy tego typu przypadki mogą mieć miejsce również teraz? Leszek ,Adam i ich przyjaciele ze wspólnoty są głęboko przekonani, że Bóg zawsze uzdrawia. A jeśli tak mało uzdrowień i tak wiele pieniędzy wydanych na lekarzy, to może za mało wiary w nas? /Ale żeby nie było niedomówień zastrzegają, iż b. cenią lekarzy, chętnie korzystają z ich pomocy i modlą się za nich./

Zapytałam Adama jak broni się przed pychą będąc świadkiem wielu uzdrowień: -głównie modlitwą – odpowiada. Bronię się Pismem św., psalmami, przez które uświadamiam sobie kim jestem. To mnie sprowadza na ziemię. To wszystko czyni Bóg. Leszek, też stara się wszystko opierać na miłości i prawdzie: – żeby coś żyło musi być oparte na prawdzie, tylko przez prawdę możemy się zmienić -. Dla wspólnoty nie są najważniejsze charyzmaty, jak trzeba to się znajdą, ujawnią. To co cenią najbardziej to pokora i uniżenie oraz gotowość do służby. Dlatego na Helu, wiatr Ducha Świętego wieje, jak się wydaje, z wyjątkową mocą.