WIELKI POST 2011

Męka JEZUSA

 

trwa nadal.,
                       

trwa dzisiaj.
                       

i będzie trwała nadal.

 

 

 

 

Dźwiganie krzyża na Kalwarię

Jeśli kto chce iść za mną, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje" (Mk 8,34). Te słowa TWOJE PANIE są  zaproszeniem dla  każdego człowieka - dla ciebie i dla mnie,  abyś krzyż swej codzienności związał mocno z Chrystusem. Wtedy wszystko nabiera nowego sensu. Idę więc z moim krzyżem, a obok mnie idzie mój brat i moja siostra, mój bliźni i też niesie swój krzyż.
Panie, TY  bierzesz krzyż na Twoje ramiona z miłości do każdego z  nas. TY obejmujesz go z miłością. Bierzesz ten krzyż jako zadośćuczynienie za nasze grzechy, za moje grzechy,  za grzechy całego świata. Miłość czyni krzyż lżejszym. Nie ma większej miłości nad tę, kiedy ktoś życie swoje oddaje za innych. Moim, więc obowiązkiem jest przyjąć każdy rodzaj krzyża, choćby był bardzo ciężki. To mnie zbliża do Ciebie, Panie. Tylko w oznakach codziennego krzyża, w umartwieniu, upokorzeniu, cierpieniu, pokonamy swoje słabości.  Pragnę, wypełnić skierowane do nas, TWOJE słowa:, Kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje. PANIE, pozwól każdemu z nas zrozumieć, że krzyż przyjęty z miłością i radośnie niesiony, czyni nas Twoimi uczniami. Jestem słabym człowiekiem, gdy zabraknie mi sił i upadnę pod swoim krzyżem proszę Cię pomóż mi powstać i iść dalej.
Pragnę w tej drodze mojego krzyża czerpać moc i siłę z Twojego Krzyża. Proszę Cię Jezu, nie opuszczaj mnie. TY jesteś dla mnie drogą, prawdą i życiem.
PANIE, TY na drodze trzykrotnie upadasz i trzy razy się pod nosisz. Ty znasz trudy dnia codziennego, Ty wiesz jak często upadam. Bądź ze mną w moich upadkach i pomóż mi powstawać.
Przeznaczyłeś Panie dla każdego z nas krzyż,  ale czy my go możemy nieść? Krzyż bez Ciebie jest załamaniem, klęską i rozpaczą. Krzyż wydaje się nam zbyt ciężki, zbyt duży, zbyt bolesny, niemodny, a przecież jest nasz - własny. Siły nasze sa słabe, ograniczone. Upadamy, ale sami powstać nie możemy.
1Panie, Ty przyszedłeś na ziemię, aby dźwigać nasze krzyże. Przez całe Twoje ziemskie życie i przez całą drogę na Kalwarię niosłeś na swych ramionach nasze grzechy.
TY, PANIE kroczysz w milczeniu, upadając z wycieńczenia, a ciężary naszych win przygniatają Cię do ziemi. Powstajesz jednak i idziesz dalej, bo wiesz, że w krzyżu tym jest nasze zbawienie. Panie mój, tak bardzo pragnę, byś mnie nauczył powstawać z moich upadków. Tyle razy Cię obraziłem, a Ty wciąż przy mnie trwasz. Naucz mnie pokory, abym w  milczeniu  umiał nieść krzyż swoich win. Pomóż mi pójść za Tobą. Naucz mnie służyć innym i usuń z mego serca lęk przed krzyżem.
Wszędzie dziś napotykamy cierpienia duszy i ciała. Także do twego życia wkroczył ból i cierpienie, ale pamiętaj, że twój ból, smutek i cierpienie są niczym innym jak pocałunkiem Jezusa.
Pójść za Chrystusem na dobre i na złe. Pójść w każdej sytuacji za Miłością, którą jest ON sam. A miłość kosztuje. Miłość zadaje rany. Miłość jest wymagająca. Ale nie pragniemy miłości, która nie wymaga, która jest tylko użyciem i egoizmem. Pragniemy tej miłości, która drogo kosztuje. Dlatego pójście za Chrystusem jest takie trudne. Tutaj, bowiem słyszymy potrójne pytanie Chrystusa skierowane do Piotra: Czy kochasz? Czy kochasz Mnie? Czy kochasz Mnie bardziej? I podobnie jak Piotr całym swoim życiem dajemy pozytywną odpowiedź. Niezależnie od ceny, jaką przychodzi nam płacić. Módlmy się o siłę podążania za Miłością. 
Nie bój się Krzyża. To znak, którym zwyciężysz szatana,  to drogowskaz do nieba. Przybliż się i stan pod Krzyżem by zobaczyć zbawcze spojrzenie Jezusa pełne Miłości i przebaczania,
Jego Zbawcze ramiona rozwarte by cię objąć, Jego pochylona Głowę by Cię pocałować i zamknąć w Swojej Miłości.
2Żyć z Chrystusem, cierpieć z Chrystusem, umrzeć z Chrystusem. To znaczy  zwyciężyć z Chrystusem, powstać z martwych i zwyciężyć śmierć i już więcej nie umierać, ale żyć wiecznie. Na krzyżu zwyciężyła Miłość. Pod krzyżem stała Matka Boża, ktora jest uosobieniem zwyciężającej Miłości. Módlmy się o ostateczne zwycięstwo miłości w życiu każdego z nas.
Jezus sam niósł swój krzyż. I tak szedł poza miasto na miejsce, które zowią Golgota, albo Kalwaria. Razem z nim prowadzono dwu zbrodniarzy na ukrzyżowanie.
Życie każdego z nas jest drogą.  Jezus zaprasza nas do dźwigania na tej drodze swego krzyża (por. Mt 16,24). Ta nasza ziemska wędrówka jest w pewnym sensie drogą krzyżową. Na tej drodze spotykamy mnóstwo ludzi. Każdego dnia rozmawiamy z wieloma osobami, pojawiają się one w naszych myślach. W ciągu całego życia przed naszymi oczami pojawiają się tysiące twarzy. Różni to są ludzie. O jednych myślimy z radością, sentymentem, wdzięcznością. Inni być może pozostawili w naszej pamięci bolesne wspomnienia. Jedni są nam bliżsi, a z innymi mieliśmy tylko krótki kontakt. Jednak mimo iż stale wokół nas jest mnóstwo ludzi, to są w naszym życiu takie sytuacje, w obliczu których zostajemy sami. Może nawet ten drugi człowiek jest tuż obok, na wyciągnięcie ręki, czujemy jego obecność i wsparcie, ale pomimo to w pewnym sensie jesteśmy sami. Są sytuacje, w których podejmujemy najważniejsze dla naszego życia decyzje, wybory pomiędzy dobrem i złem, czas rozmowy z Bogiem na modlitwie czy poszukiwanie odpowiedzi na pytania o sens życia, albo sens cierpienia. Jezus na drodze krzyżowej też był sam, pomimo otaczających Go tłumów. To On sam podjął decyzję pełnienia Bożej woli. On sam ponosił konsekwencje tej decyzji i On sam pomimo tych trudnych konsekwencji wytrwał w posłuszeństwie woli Ojca. My często boimy się tej "samotności", która tak naprawdę jest nam w życiu bardzo potrzebna. Boimy się ciszy,  w której możemy usłyszeć głos Boga, a często nawet czujemy się "bezpieczniej", gdy obok nas jest włączone radio lub telewizor. Nawet, gdy już zdecydujemy się pójść za Chrystusem, to jesteśmy jak chorągiewka na wietrze i pod wpływem trudnych doświadczeń i opinii innych ludzi zmieniamy swoje postanowienia i systemy wartości, aby to nasza wola, a nie Boża się realizowała. Jezus był Bogiem. Przecież mógł pod wpływem ogromu cierpienia, którego doświadczył, odrzucić krzyż. On jednak dotarł na Golgotę - miejsce, które było kresem Jego ziemskiej drogi. Czy i my dotrzemy do kresu naszej wędrówki, idąc tą właściwą drogą? Nikt za nas nie przeżyje naszego życia. To my sami musimy dokonywać ciągle na nowo wyboru:  czy chcemy wziąć swój krzyż i kroczyć drogą wskazaną przez Chrystusa?

Wielki Post 2011,
Ks. dr Stanisław Bedrowski

 

 
<<< powrót do wydarzeń >>>